
Wiele jest dzisiaj wspomnień ze Stanu Wojennego sprzed 40 lat. Niektórym wydaje się, że Ci, którym udało się wyjechać krótko przed mroźną nocą Stanu Wojennego, to szczęściarze. Bo zastali np. w Niemczech Zachodnich pełne półki, opiekę socjalną, darmowy wikt i opierunek. To prawda – tak było. Ale była też tęsknota za rodziną, za wspólnym kolędowaniem, za wigilijnym stołem, za choinką.
Siłą rzeczy spotkali się w jednym miejscu rozbitkowie pozostali w Niemczech, świeżo do Niemiec przybyli, ale i ci, których w podróży powrotnej do Kraju zastały w Niemczech zamknięte polskie granice.
W ten Wigilijny Czas 1981 znalazłem się w Hanowerze, w obozie przejściowym dla Polaków proszących o azyl. W słynnym mrocznym, starym obiekcie pokoszarowym „Schulenburger Landstrasse”, który doczekał się powiedzenia, że tam „wstęp za okazaniem noża” i że „nie poznał życia, kto nie przeżył Szulenburga”. Bo zagubieni w ówczesnej sytuacji, otrzymujący wsparcie w gotówce Polacy - a było nas parę setek skoszarowanych w wieloosobowych salach – pisząc delikatnie: nie stronili od alkoholu. I kiedy ten z pierwszego łóżka sali kończył swoje niechlubne dni, to ten z ostatniego zaczynał. I tak przez wiele dni, tygodni, miesięcy…
Spotkaliśmy się tam w jednym pokoju, w Wigilię 1981 roku, my, trzej gorzowiacy: ja, Piotrek K.
i Roman G. Ustroiłem choinkę, nalepiłem pierogów, bo te umiejętności i chęci, w odróżnieniu od pozostałych, wyniosłem z domu. Wspominaliśmy gorzowskie czasy, próbowaliśmy śpiewać kolędy… Ale świąteczny nastrój prysł, kiedy Piotrek rozwalił w szale choinkę, zdemolował pokój i z podciętymi żyłami, krwawiący wylądował w szpitalu.
Wspominam też drugą równie smutną Wigilię 1983 roku. Spotkaliśmy się w kilku, już na pozór zakotwiczonych jakoś w nowej życiowej rzeczywistości, znajomych sobie Polaków. Wielu z nas już pracowało, wysyłało rodzinom w Polsce wypasione paczki, okrzepło w niemieckiej rzeczywistości.
Ale gdzieś tam w środku…
Zastawiony wszelkim „bogactwem” stół, kolędy, wspomnienia. I oczywiście, nieodłączny alkohol…
I nagle jeden z nas wstaje od stołu i mówi: „Pieprzę to, jadę do domu. Jest pociąg do Polski, dworzec niedaleko, jeszcze na Święta do Mamy zdążę!” I wybiegł. Na drugi dzień, trzeźwy już, wrócił, bo wysiadł na ostatniej stacji w RFN, w Helmstedt.
I trzecią, w 1984 roku, kiedy to jeden z nas, 20-letni przystojny, milczący do tej pory, wstał od wspólnego nam, wigilijnego stołu ze słowami: „Mam dość - nie mój cyrk, nie moje małpy” i wyszedł do sąsiedniego pokoju.
Trochę czasu minęło zanim odnalazł nas portier i zakomunikował, że z naszego okna na ósmym piętrze, wyskoczył właśnie młody człowiek…
Wspominam to teraz i dedykuję tym, którzy oglądali nas, tych za wymarzoną granicą, przez pryzmat wysyłanych im paczek z delicjami w kolorowych papierkach albo i przyjeżdżających z „Rajchu” w wypasionych na tamte czasy samochodach, będących przeważnie własnością banków, z pełnym bagażnikiem różności…
I chylę czoła w pokorze i ze zrozumieniem dla tych, których rzeczywistość na emigracji przerosła
i stała się udręką nie do zniesienia. Zapalę dla Was świeczkę na tegorocznej choince.
Andrzej Trzaskowski
Nie zawłaszczać mitu założycielskiego Lubuskiego
- Nie wierzę w tę inicjatywę – mówi o spotkaniu dotyczącym Nowej Umowy Paradyskiej marszałek województwa lubuskiego Marcin Jabłoński.
W poniedziałek, ...
<czytaj dalej>Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>Uzasadnienie inicjatywy obywatelskiej
Publikujemy UZASADNIENIE INICJATYWY OBYWATELSKIEJ na rzecz skrócenia urzędowej nazwy miasta Gorzów Wielkopolski i przywrócenia jej historycznego polskiego brzmienia – GORZÓW.
WSTĘP
tylko ...
<czytaj dalej>